Xarthes
Wielki Mistrz Jedi
Dołączył: 05 Lip 2008
Posty: 98
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 8:17, 07 Lip 2008 Temat postu: Rycerz Jedi Ernie |
|
|
Imię: Ernie
Wiek: 27 lat
Pochodzenie: Concord Dawn
Rasa: Człowiek
Stopień w Akademii: Rycerz Jedi
Profesja: Obrońca Jedi
Style walki mieczem świetlnym:
-Shii-Cho
-Makashi
-Soresu
-Ataru
[link widoczny dla zalogowanych]
Opis zewnętrzny:
Spoglądasz na wysoką postać (ok 1.90 m)wyprostowaną , jego ciało jest dobrze umięśnione a twarz nie budząca agresji o niebieskich oczach i krótko ściętych ciemno brązowych włosach,pierwszy rzut oka daje poznać że jest to osoba przyjaźnie nastawiona, zapewne przez młody wygląd, jednak bliżej przyglądając się zauważasz ostre spojrzenie które natychmiastowo zmienia opinie o tej osobie.
Historia
Coś się kończy, coś się zaczyna
Rakieta ze świstem przeleciała nad głową Erniego niszcząc znajdujący się za nim czołg, młody Jedi stał po środku szalejącego pola bitwy, padający deszcz zmywał z jego pancerza grube plamy błota. Zatrzymał się w miejscu przyglądając się jak jego wojska tratowane są przez wroga. Widział jak jego ludzie giną pod naporem niezliczonych oddziałów wojsk Sithów, krzyki rannych, widok wojowników tracących kończyny od uderzeń mocniejszej broni czy granatu, przeraźliwe odgłosy palących się ludzi, „Jestem w piekle pomyślał” Między obiema stronami toczyła się zażarta walka, oddziały republiki musiały utrzymać wzgórze jednak z minuty na minutę stawało się to coraz trudniejsze. Bitwa wrzała niczym gorący kocioł, żołnierze tonęli w błocie, dookoła rozchodziły się wrzaski i przekleństwa które od czasu do czasu przerywały jakieś mocniejsze uderzenia z dział czy rakiet wolno kraczących pojazdów. Do tego wszystkiego panowała okropna burza, deszcz uderzał grubymi strumieniami utrudniając walkę oddziała obydwu stron, od czasu do czasu gdzieś walnął piorun.
Kapitanie! – podbiegł jeden z żołnierzy do nieruchomo stojącego Jedi – Co mamy robić wróg jest trzykrotnie silniejszy, straciliśmy wiele pojazdów, to to … ta bitwa to klęska !
Ernie wyprostował się jakby obudził się ze snu który wydawało mu się widzieć, to nie był sen.
- osłaniajcie wycofujące się oddziały z pierwszej linii, okopcie się i ustawcie snajperów na tyłach, zajmijcie najdogodniejsze pozycje, gdzie sierżant Blaid ?!
- nie żyje – odpowiedział szybko żołnierz, Ernie dostrzegł na ramieniu pagon który świadczył że był to kapral.
- musimy się dostać do radiostacji, o ile flota na orbicie jeszcze jest w jednym kawałku mamy jakieś szanse – Kapitan Ordo starał się zachować rozwagę – prowadź żołnierzu – wskazał ręką.
Pobiegli w kierunku wzniesienia na którego szczycie znajdowało się miejsce dowodzenia. Ernie osłaniał Kaprala odbijając strzały z blasterów on zaś prowadził ogień zaporowy. Wojska Republiki wycofywały się ku wzgórzu, w okopach umieszczano działka E-web mające chodź w niewielkim stopniu zatrzymać wroga. Po chwili dotarli do głównego okopu znajdującego się na samej górze. Dwóch ludzi obserwowało lornetkami walkę z daleka podając pozycje artylerii, trzeci siedział przy radiu.
- Szybko ! połącz mnie z Admirałem … - wrzasnął, wystraszony młody człowiek obsługujący radio szybko nawiązał kontakt z okrętem dowodzenia. Mimo wszelkich zakłóceń spowodowanych burzą i bitwą dźwięk był dość wyraźny.
- Admirale Fox słyszysz mnie ? – Jedi kurczowo ściskał trzymajmy w ręku komunikator.
- Tak Kapitanie Ordo….
- Daruję sobie wszelkie uprzejmości bo nie mamy za wiele czasu, potrzebne mi jest wsparcie, wyślij transportowce i myśliwce na pole walki …. Czekaj … -Ernie zwrócił się do obserwatorów pola – przekażcie im dokładne pozycje nasze i wroga oraz miejsce bitwy, zakreśl dokładnie teren na którym może zostać rozpoczęte bombardowanie. – Admirale, nie możemy liczyć na opóźnienia, nie obchodzi mnie sytuacja w przestrzeni ale jeśli za 5 minut nie zobaczę tu wszystkiego o co prosiłem zginiemy….. – nikt nie odpowiedział, Ordo usłyszał tylko paskudny szmer po czym natychmiast rzucił komunikator.
- Kapitanie… trafili ich radio, nie mam sygnału ..
- cholera ! zdążyłeś wysłać współrzędne ?
- tak…
Jedi nałożył Mandaloriański hełm z namalowaną na froncie czaszką. Poprawił poszczególne elementy zbroi. Do jeden ręki wziął blaster w drugiej trzymał miecz świetlny.
- No to nie pozostaje nam nic innego jak tylko czekać na posiłki – ruszył wprost w stronę walki zapalając miecz świetlny o cyjankowej klindze.
4 minuty później
Obrońca Jedi głośno przeklął wpadając w grupę wrogów rozcinając wszystkich mieczem, kilku następnych pchnął mocą tak aby spadli ze skarpy. Wzgórza broniło już tylko kilkunastu wojowników. Jedi starał się odbijać jak najwięcej pocisków od reszty żołnierzy, szybko machając mieczem, co po niektóre odbijały się od Mandaloriańskiej zbroi. Sithowie okrążyli wojska Republiki starając się jak najszybciej zdławić oponenta. Rozległ się ogłuszający dźwięk przecinających powietrze z niewiarygodną prędkością pocisków, ziemia drżała a pod naporem bombardowania orbitalnego ginęły setki ludzi siejąc spustoszenie. Dookoła nie było widać nić oprócz potężnego kurzu i latających szczątków ciał. Odległość działania artylerii była wyliczona bardzo dokładnie, niestety od tego czasu wojska republiki znacznie się cofnęły a co za tym idzie wiele oddziałów wroga nie zginęło. Obie strony walczyły bardzo zaciekle, mimo iż w wojsk kapitana ordo zostało zaledwie dziesięciu ludzi. Burza ustawała a z spośród chmur leniwie wyłaniało się słońce. Nagle wśród niewiarygodnego wręcz hałasu Ernie usłyszał charakterystyczne bzyczenie silników transportowców, odsiecz nadciągała. Myśliwce i bombowce rozdzieliły się na dwa skrzydła zrzucając bomby wprost na kordon sithów. Pozostali przy życiu żołnierze utworzyli koło osłaniając się ze wszystkich stron. Eskadra zatoczyła jeszcze kilka kółek nad polem bitwy bezlitośnie tłukąc resztki przeciwników, Ernie wykorzystał resztki mocy aby wykonać obrotowy rzut mieczem zabijając najbliżej stojących szturmowców. Na środku zostało tylko czterech obrońców a wśród nich Jedi.
- to koniec – powiedział cicho, dyszący z wysiłku kapitan, zobaczył ten sam pagon kaprala, tego samego kaprala który go zaczepił podczas bitwy, młody mężczyzną uśmiechnął się rozciągając krwawiącą bliznę na policzku. Ernie zauważył bardzo poważną palmę krwi na klatce piersiowej kaprala. Ranny złapał za ramię Rycerza Jedi po czym upadł na ziemie. Wychodzące słońce rozświetliło całe pole masakry, dwa transportowce wylądowały blisko ocalałych, nie było już ratunku dla rannego, nie żył.
Niecałą godzinę później
Nieopodal placówki Mistrza Binola wylądował myśliwiec typu „StarViper” twardo osiadając na jednej z platform lotniska. Z kabiny wyłonił się wysoki człowiek odziany w ciężki zabrudzany błotem pancerz Mandaloriański, całość przykrywał postrzępiony płaszcz z zarzuconym na głowę kapturem. Mężczyzna stąpał ociężale, widać było że jest zmęczony a na nogach trzymają go resztki mocy i siła ducha. Jedi wkroczył do świątyni zostawiając paskudne plamy błota na niebieskiej posadzce, z pancerza czasami odpadł kawałek błota, wszystko to znacznie oburzało przebywających w pobliżu Jedi. Ordo idąc przez świątynie nie mógł się przyzwyczaić do ciszy i spokoju panującej wewnątrz, słyszał wrzaski ginących żołnierzy. Ślady błota zakończyły się przed wejściem do sali Mistrza Binola, gdzie jakiś młody padawan przed samymi drzwiami ścierał syf pozostawiony przez Rycerza Jedi. Mistrz lewitował w powietrzu napełniając się energia mocy, nagle otworzył oczy i obrócił się w stronę gościa, wylądował na ziemi. Ernie zdjął zabrudzony hełm odsłaniając swe zmęczone oblicze. Kiwną lekko głową na przywitanie.
- Czasami … wiesz że, musisz z czymś skończyć – rozpoczął po chwili ciszy – czegoś masz już dość … widziałem ich, widziałem ginących ludzi, setki, cierpiących, .. wojna niesie za sobą ofiary ale największymi ofiarami jej są ci którzy odczuwają jej skutki – Binol wsłuchiwał się w milczeniu w słowa Jedi – jestem złamany nie wrócę już tam.. nie teraz … za dużo już widziałem. Nawet teraz… słyszę jej dźwięki … wojny .. muszę z tym skończyć.. chodź na chwilę.
- potrzebujesz spokoju, nie tylko na froncie możesz się przydać jak sądzę, twoja dusza musi odpocząć..
- gdzie .. ? gdzie znajdę spokój ?
- doradzę ci coś… poleć na Ossus, napełnij się duchowo poznając arkana wiedzy Jedi, zerwij wszelkie kontakty….. wrócisz kiedy uznasz to za stosowne.
- Masz rację… tak też zrobię
- odpocznij, z pewnością twoja wiedza może się nam przydać – Ernie rozmyślał nad radą Mistrza, chciał kierować się w stronę wyjścia, nie potrzebował nic więcej.
- Rycerzu, Obrońco Jedi Ernie…. Niech moc będzie z tobą … do zobaczenia – Binol uśmiechnął się, Ernie odwzajemnił to lekkim uśmiechem i po czym odwrócił głowę w zmierzając do stronę wyjścia.
- aha jeszcze coś …. – zaczepił Binol, Jedi odwrócił się powoli – weź prysznic i doprowadź się do jakiegoś porządku, dobrze ci to zrobi, padawan cię zaprowadzi – znowu się obrócił, tym razem wyszedł z Sali na dobre, nie obracając się. Nie myślał już o niczym. Jakąś godzinę później już go nie było, odleciał na Ossus.
Kilka lat później
Na jednej z platform lotniczych wylądował Mandaloriański myśliwiec. Wolno odsuwająca się przednia szyba wyłoniła zakapturzoną postać skrywającą swą twarz. Jedi odetchnął po czym powoli ruszył ku wejściu do świątyni. Wielkie wrota świątyni mozolnie się rozsunęły, wszedł do środka, szedł powolnym krokiem, poprawił kaptur, w głównym holu nikogo nie było, poszedł dalej. Wielka sala świeciła pustkami, gdy był tu kilka lat temu dookoła tętniło się życie, korytarzami spacerowali Jedi, teraz panował spokój. Rycerz Jedi ruszył ku windzie prowadzącej między innymi do Sali Rady. Winda zjechała na dół a w niej kilku initiate oraz dwie znajome mu twarze.
- Rycerz Ernie ? – Mistrz Binol był równie zdziwiony co nowoprzybyły Jedi który ściągnął kaptur ujawniając swoja twarz.
- Witajcie koledzy Jedi – uśmiechnął się po czym przywitał się z Binolem i Xarthesem
- znacie cel mojej wizyty ?
- Tak – odparł Mistrz Binol – Ernie przyleciał do nas z planety Ossus aby uzupełnić i skontrolować nasze zbiory, od teraz będzie w naszym zakonie pełnił rolę bibliotekarza, dobrze cię znów widzieć, mam nadzieję że wypocząłeś.
- Tak dziękuję..
- Teraz wybacz ale obowiązki wzywają – przerwał krótko, skłonił się lekko i odszedł z resztą grupy. Ernie wszedł do windy i pojechał na górę. Grodzie do Sali Rady otworzyły się, na jednym z foteli siedział Van Sin, Mistrz Van Sin, na widok starego znajomego poderwał się uścisnął go.
- Van kopę lat – zaśmiał się Ernie – jesteś mistrzem – stwierdził Jedi.
- istotnie …. Nie widzieliśmy się od wielu lat, tak jestem mistrzem
- cieszę się – chwilę milczeli – no cóż dawno nie ćwiczyłem, muszę rozruszać trochę kości po podróży, po powiesz na małą przyjacielską walkę ?
- o tak chętnie
- sprawdzimy co jeszcze umiem – uśmiechnął się, obaj ruszyli do jednej z sal treningowych.
Obaj stanęli po przeciwnych końcach sali, ukłonili się sobie, Ernie zapalił swój miecz o cyjankowej klindze, pokazowo zrobił kilka obrotów mieczem, sprawnie przerzucając je z jednej ręki do drugiej. Van zapalił miecz o kolorze jeszcze jaśniejszym trzymając go oburącz, było to Shii Cho w którym był Mistrzem. Obaj Jedi rzucili się na siebie, Ernie robił zniewalająco szybkie obroty, ataki nadchodziły szybko i niespodziewanie. Sin roztropnie oddawał ciosy, zachowywał rozwagę podczas walki. Akrobacje Erniego chciały wskazywać że walczy stylem Ataru, jednak było to coś innego, hybryda kilku stylów, o dużej ilości mylących ciosów i sprawnych obrotów, Ordo doskakiwał starając się unikać mocnych uderzeń Vana którzy twardo się utrzymywał mimo wiele szybkich uderzeń. Mistrz jedi odskoczył, przerzucił miecz do drugiej ręki układając ją w styl Makashi, od tej pory przeszedł do ofensywy sprawnie wykonując uderzenia w słabe punkty przeciwnika. Ernie nie wycofywał się, jego ciosy zadały się przybliżać do II formy. Walka była niezwykle wyrównana, obaj czekali aż oponent się pomyli, powietrze przecinały niezwykłe kombinacje ciosów. Jedi wiedział że jedynym wyjściem jest zmylenie przeciwnika i wyrzucenie jego broni. Nie myślał, starał się wprowadzić plan w życie, powoli zaczął się wycofywać ustępując pola Vanowi, ten zaś dał się nabrać i atakował bez ustanku starając się rozbroić Erniego. Ordo wykonał skok w tył tak aby Sin mógł atakować, kilka sprawnych zmyłek i krytyczne uderzenie wyrzuciło broń Mistrza Vana, ten nie mając wyboru zrobił długie salto w tył zbierając najwięcej mocy jak tylko mógł, cała siła poleciała wprost na biegnącego w jego kierunku Jedi. Ernie nie spodziewając się takiego ataku poleciał na drugi koniec Sali z hukiem przywalając w podłogę. Mistrz podszedł i podał mu rękę, Jedi wstał za jego pomocą.
- Ohoo, stary to było świetne, poczułem się jak ptak – zaśmiał się szeroko
- Przypominały mi się stare dobre czasy, kiedy jeszcze byliśmy padawanami … może gdybyś nie kontynuował kariery w wojsku byłbyś teraz mistrzem tak jak ja .. – rozmyślał Sin.
- może, ale nie wracajmy już do tego, widocznie tak miało być – Chwilę stali w milczeniu myśląc o czymś – dobrze nie będę ci już przeszkadzał, na pewno masz wiele obowiązków, dziękuje ci za świetną walkę ale już muszę się zając jeszcze kilkoma sprawami – ukłonił się i wyszedł.
- Ernie … - odwrócił się – dobrze że wróciłeś – Van uśmiechnął się nieznacznie.
- jak za dawnych lat co ?
- tak, jak za dawnych lat…
Ostatnio zmieniony przez Xarthes dnia Pon 16:27, 28 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|